"Farmer": Jak to jest z tymi badaniami gleby?

Ryszard Bandurowski: Obecnie wszystkie stacje chemiczno-rolnicze w Polsce przeprowadzają badania na zawartość składników pokarmowych w glebie metodą Egnera-Riehma (jeśli chodzi o P i K) oraz metodą Schatschabela (Mg). I tu chciałbym podkreślić, że niesie to ze sobą od razu kilka błędów wynikających zarówno ze sposobu pobierania próbek, jak i samego skupiania się na kilku tylko składnikach mineralnych. Po pierwsze, systematyka pobierania próbek nakazuje temu, kto te próbki pobiera, spacer zygzakiem po polu. Powoduje to, że próbka powstaje z gleby pobranej w różnych częściach pola różniących się pomiędzy sobą rodzajem gleby. Po drugie, próbki pobieramy z przekroju od 0 do 30 cm, a przecież gleba tuż przy powierzchni może mieć zupełnie inny skład niż ta na głębokości 25 cm. I tak powstaje kolejny błąd rzutujący na jakość pobranej próbki. Kiedy bowiem mamy już próbki pobrane, w laboratorium stacji chemiczno-rolniczej w celu zbadania każdego ze składników wykonywany jest oddzielny roztwór, co może być miejscem popełnienia kolejnego błędu. I na końcu chciałbym podkreślić, że wynik pH gleby dostajemy w KCL, który jest nieadekwatny do rzeczywistego poziomu pH, jaki ma gleba.

Przecież ta metodologia jest zatwierdzona i można by rzec - obowiązująca na terenie Polski.

Oczywiście, co nie oznacza, że jest dobra. Jej długoletnie używanie doprowadziło do nadmiernego skupienia się rolników tylko na nawożeniu gleb takimi składnikami jak Ca, Mg, P i K. Takie jednostronne nawożenie przez dziesiątki lat doprowadziło do zaburzenia równowagi jonowej w glebie. Bo nie wiem, czy Pan wie, ale liczba pierwiastków znajdująca się w glebie jest pewnie tak duża jak tablica Mendelejewa. (...)

Rozumiem, że istnieje lepsze badanie?

Oczywiście. Kiedy byłem dyrektorem Ośrodka Badawczego w Twardawie (red.: dr Bandurowski przestał pełnić tę funkcję w roku 2018 z powodów zdrowotnych), przyszedł do mnie pracownik stacji chemiczno-rolniczej w Opolu i zapytał, czy próbki pobieram jak zawsze. W odpowiedzi usłyszał: "Nie, zamiast kilkuset próbek zrobimy ich 12, ale co roku i z tego samego miejsca na polu". Był niepomiernie zdziwiony, ale okazało się, że stacja wykona badanie próbek gleby zgodnie z moim życzeniem bez żadnego problemu. Poprosiłem o wykonanie badania metodą Mehlich. Oznacza się w niej zawartość kationów zasadowych (Ca, Mg, Na, K) oraz kationów kwasowych (H i Al). Natomiast pH gleby oznacza się w roztworze wodnym i dodatkowo w KCL. Próbki do badania pobiera zawsze ten sam człowiek, z tego samego miejsca na polu (miejsca najbardziej reprezentatywnego dla danej działki rolnej), z trzech poziomów głębokości: 0-10 cm, 10-20 cm, 20-30 cm. Dodatkowo pobieranie próbek odbywa się zawsze w tym samym czasie. (...)

O to właśnie chciałem zapytać: jak prawidłowo interpretować uzyskane dane?

Po pierwsze, trzeba zająć się kwestią pH - różnica pomiędzy wartością uzyskaną w wodzie a w KCL pozwala stwierdzić, czy gleba jest aktywna biologicznie. Dzieje się tak wtedy, gdy różnica ta mieści się w przedziale od 0,5 do 1. Proszę też zauważyć, że to wyższe pH w roztworze wodnym może oznaczać, że tak naprawdę nie mamy gleby z pH na poziomie 6,5, ale jest to 7,5, a to oznacza, że większość mikroelementów jest w takiej glebie niedostępna dla roślin. Przy wysokim pH również fosfor staje się niedostępny dla roślin i przechodzi w trójfosforan wapnia. Jeśli chodzi o kationy, to ich suma oznacza pojemność sorpcyjną gleby. I teraz przechodzimy do sedna - procentowy udział kationów dodatnich w glebie pozwala stwierdzić, gdzie jest problem. Wyniki zawartości poszczególnych kationów podawane są w miliekwiwalentach. Zawartość jonów Ca powinna oscylować w granicach 60-80 proc. wartości wszystkich kationów, Mg 10-20 proc., K maks. 4 proc. i Na maks. 2 proc.

No dobrze, a jak to wygląda w praktyce, w glebie?

W praktyce większość gleb w Polsce z tych, które badałem, ma po pierwsze zbyt wysokie pH wynoszące ok. 7, co, jak mówiłem, zaburza pobieranie mikroelementów. Gleby zawierają również zbyt dużo Ca, zdarzyła się nawet próbka, gdzie kationy Ca po przeliczeniu na zawartość procentową stanowiły 92 proc. całego kompleksu sorpcyjnego. A trzeba wiedzieć, że nadmiar kationów Ca działa antagonistycznie na prawie wszystkie pozostałe pierwiastki. Tam na dole przy korzeniach włośnikowych trwa walka pomiędzy poszczególnymi kationami i jeśli tych ze znaczkiem Ca jest najwięcej, to nie dają one innym szans na pobranie przez roślinę. W skrajnych przypadkach może dojść do sytuacji, kiedy przy dość wysokim nawożeniu nadal uzyskuje się plony ok. 3 t/ha rzepaku czy 5 t/ha pszenicy ozimej i dzieje się tak nawet na dobrych jakościowo glebach z dużo większym potencjałem.

A co trzeba zrobić, kiedy się okaże, że w wynikach badań mamy zbyt wysokie pH i zaburzone proporcje poszczególnych kationów?

Cóż, rozwiązanie tego problemu zawsze zależy od wyników badań. Może się zdarzyć, że sposobem na wysokie pH będzie aplikacja np. kwaśnego torfu lub też zastosowanie innego nawozu zakwaszającego glebę. To samo z zawartością poszczególnych kationów - dla każdego pola potrzebne jest indywidualne rozwiązanie. Dodam, że często okazuje się, że nie potrzeba żadnego nawozu i oszczędności na 1 ha mogą wynieść nawet 800 zł, bez spadku plonów. 

(...)

Artykuł ukazał się w miesięczniku "Farmer" 2/2020 w strefie "Bez Pługa".