Redakcyjne wędrówki zaprowadziły nas na południe Polski, do wsi Rozkochów w gminie Walce, do gospodarstwa należącego do jednego z pionierów uprawy bezorkowej w Polsce - Wolfganga Krolla. Jak mówi rolnik, jego rodzina gospodaruje na tych ziemiach od ponad 400 lat, a on sam przejął swoje 25-hektarowe gospodarstwo od rodziców w roku 1989. Początkowo w gospodarstwie uprawiane były wszystkie gatunki zbóż, ziemniaki, burak cukrowy oraz len i trawa z koniczyną. Utrzymywane było bydło i trzoda chlewna. Jednak wraz z upływem lat Kroll zrezygnował z chowu najpierw bydła, a od 5 lat również trzody chlewnej (przy cenie 3,3 zł/kg stwierdził, że nie da się produkować metodami nieprzemysłowymi) i pozostał tylko przy uprawie roślinnej. Z uwagi na brak rąk do pracy w gospodarstwie oraz słabe zdrowie pan Wolfgang postanowił nie używać pługa do uprawy roli. Jak wspomina, pierwsze próby zaczął już w roku 1986, nikt wtedy nie znał pojęcia uprawa bezorkowa, na rynku nie było żadnych przeznaczonych do tego celu maszyn. Zaczął więc eksperymentować z uprawą przy pomocy maszyn, jakie miał w gospodarstwie. Jak sam przyznaje, początkowo sąsiedzi patrzyli na jego próby zarówno z lekkim niedowierzaniem, jak i ironią.

Wolfgang Kroll pierwsze próby z uprawą bezorkową rozpoczął w swoim gospodarstwie już w roku 1986. Temat uproszczeń tak go zafascynował, że od roku 1996 zaprzestał używania pługa w gospodarstwie
Wolfgang Kroll pierwsze próby z uprawą bezorkową rozpoczął w swoim gospodarstwie już w roku 1986. Temat uproszczeń tak go zafascynował, że od roku 1996 zaprzestał używania pługa w gospodarstwie

PIERWSZE PRÓBY

Do swoich eksperymentów rolnik wybrał pola, na których przedplonem dla pszenicy były ziemniaki lub burak cukrowy. Technologia, jaką stosował w tamtych czasach, wyglądała następująco: podczas zbiorów buraków cukrowych liście przeznaczano na kiszonkę, więc nie było zbyt dużo resztek, co umożliwiało siew bezpośrednio w glebę, jaka pozostawała po zbiorach. Natomiast na polach, gdzie przedplonem były ziemniaki, rolnik zawieszanymi bronami "ściągał" łęciny w rzędy, które zbierał przyczepą samozbierającą i wywoził z pola lub spalał. Po przejeździe kultywatorem w tak "przygotowaną" glebę wysiewał nasiona pszenicy, używając do tego celu zwykłego "Poznaniaka" na redlicy stopkowej. Jak wspomina Kroll, plony pszenicy podczas tych eksperymentów nie różniły się od tych sianych tradycyjną technologią, a pracy było sporo mniej. Rolnik podkreśla, że temat uproszczeń bardzo go od tamtej pory zafascynował i ciągle myślał, jak usprawnić i uprościć uprawę w swoim gospodarstwie. Pozostałą część pól w gospodarstwie nadal uprawiał orkowo.

MUSZĘ TO MIEĆ

Gdzieś na początku lat 90. Kroll zobaczył agregat siewny Semavator produkowany przez niemiecką firmę Howard. Semavator to niezwykłe połączenie siewnika pneumatycznego, jego zbiornik i cały układ dozujący pochodzi z Accorda, natomiast gleba jest uprawiana na 5-8 cm przez glebogryzarkę. Zęby maszyny podrywają glebę i podrzucają ją do góry. Część gleby spada przed wałem, na którym ustala się głębokość pracy maszyny. Natomiast pozostała część "przelatuje" nad nim. Za wałem jest umieszczona listwa, do której doprowadzone są przewody nasienne. Nasiona wysiewanych roślin są wdmuchiwane w glebę opadającą za wałem. Rolnik podkreśla, że odkąd zobaczył ten agregat, od razu pomyślał, że musi go mieć bez względu na koszty. Wspomina, że udało mu się go zakupić jako maszynę fabrycznie nową w roku 1996. Od razu w tym samym roku zasiał nim rzepak ozimy na całym przeznaczonym pod jego uprawę areale i jak pamięta, uzyskał bardzo dobry plon. Od tego roku przestał używać pługa w swoim gospodarstwie. Według rolnika agregat ma takie zalety, jak: brak tworzenia brył podczas siewu oraz brak możliwość zbyt głębokiego umieszczenia nasion w glebie, możliwość siewu bez względu na ilość resztek pożniwnych. Semavatora używa do siewu wszystkich rodzajów roślin od rzepaku po soję, maszyna sprawdza się w każdych warunkach.

W roku 1996 rolnik zakupił agregat siewny Howard Semavator, ...
W roku 1996 rolnik zakupił agregat siewny Howard Semavator, ...

 ... który wdmuchuje nasiona w glebę opadającą za wałem.
... który wdmuchuje nasiona w glebę opadającą za wałem.

 

Maszyna radzi sobie w każdych warunkach i gwarantuje bardzo dobre wschody
Maszyna radzi sobie w każdych warunkach i gwarantuje bardzo dobre wschody

 

GŁĘBOKIE SPULCHNIANIE

Do zniszczenia podeszwy płużnej, której przyczyną, jak podkreśla Kroll, jest koncentracja frakcji ilastych gleby wymywanych z warstwy uprawianej rolnik zakupił kolejną maszynę z firmy Howard. Tym razem postawił na głębosz Paraplow. Elementy robocze maszyny to "łapy" wygięte w swej dolnej części pod kątem. Podczas pracy gleba jest głęboko spulchniana, lekko unoszona i przemieszczana w bok, ale praktycznie nie podlega mieszaniu. Ząb nie wyciąga również mokrej gleby ani brył z głębszych warstw. Bohater naszego reportażu ma Paraplowa w wersji trzyzębowej, gdyż w czasach, gdy go kupił, dysponował ciągnikiem o mniejszej mocy. Głębosz potrzebuje 25 KM na jeden element roboczy. W pierwszych latach użytkowania maszyny rolnik stosował głęboką uprawę co ok. 2 lata na głębokość ok. 10-15 cm poniżej poziomu orki, czyli w wypadku jego gospodarstwa na jakieś 35-40 cm. Kiedy już zlikwidował zagęszczenia, stosuje głębokie spulchnianie co 5-6 lat, gdyż gleba w wyniku długotrwałej uprawy bezorkowej przestała się zagęszczać w takim stopniu, jak miało to miejsce wcześniej. W mokrych latach są spulchniane tylko ścieżki technologiczne.

Aby zniszczyć podeszwę płużną, zakupił głębosz Paraplow, może on pracować nawet do 40 cm głębokości. Rozluźnia glebę, ale jej nie miesza i jest wyposażony w mechaniczne zabezpieczenie przeciw kamieniom
Aby zniszczyć podeszwę płużną, zakupił głębosz Paraplow, może on pracować nawet do 40 cm głębokości. Rozluźnia glebę, ale jej nie miesza i jest wyposażony w mechaniczne zabezpieczenie przeciw kamieniom

Rolnik wysiewa poplony na polach przeznaczonych pod uprawę kukurydzy. Stara się to jednak robić w takim terminie aby  rośliny nie zakwitły przed zimą, gdyż w tym momencie przestają budować masę, a cała ich energia idzie na wytworzenie nasion.
Rolnik wysiewa poplony na polach przeznaczonych pod uprawę kukurydzy. Stara się to jednak robić w takim terminie aby rośliny nie zakwitły przed zimą, gdyż w tym momencie przestają budować masę, a cała ich energia idzie na wytworzenie nasion.

Tak wyglądają rośliny rzepaku zasiane rzutowo na początku września. Rolnik sieje rzepak kilka dni później niż zaleca to termin dla tego rejonu, ale jak mówi takie rozwiązanie lepiej się u niego sprawdza.
Tak wyglądają rośliny rzepaku zasiane rzutowo na początku września. Rolnik sieje rzepak kilka dni później niż zaleca to termin dla tego rejonu, ale jak mówi takie rozwiązanie lepiej się u niego sprawdza.

Więcej przeczytacie w strefie "Bez Pługa" w magazynie "Farmer" 10/2019.