Swój wykład dr Stephen Venn rozpoczął od wspomnień obrazu wsi z lat swojego dzieciństwa. Zdaniem naukowca wieś i rolnictwo przez ostatnie kilkadziesiąt lat przeszły ogromną transformację, nie pod każdym względem korzystną.

Intensyfikacja - błogosławieństwo czy przekleństwo?

- W dzisiejszych czasach wysokie jest zapotrzebowanie na żywność, i to żywność tanią. To wymogło intensyfikację rolnictwa, oddalając je tym samym od natury - mówił w swoim wystąpieniu dr Venn.

Nawet na terenach, gdzie od wieków panują zasady "starego", tradycyjnego rolnictwa (np. Transylwania) obserwuje się stopniowe przechodzenie w kierunku intensywnej produkcji, którą Stephen Venn ocenia jako łatwiejszą i bardziej opłacalną. 

- Tradycyjne rolnictwo jest zrównoważone z punktu widzenia środowiska, ale nie pod względem społecznym, bo nie pozwala na uzyskanie odpowiednich dochodów - mówił prelegent.

Działania na rzecz natury wymagają inwestycji, planowania, przygotowania i odpowiedniego zarządzania. Wiążą się także z utratą potencjalnego dochodu, gdyż "zabierają" obszar, który można by przeznaczyć na produkcję rolniczą.

Ten medal ma jednak drugą, mniej optymistyczną stronę. Intensyfikacja rolnictwa wiąże się ze utratą, fragmentacją lub degradacją cennych przyrodniczo siedlisk, zanieczyszczeniami czy osuszaniem terenów podmokłych. Nacisk na zwiększenie plonów wymaga szeroko zakrojonej modyfikacji środowiska.

- W najbardziej ekstremalnych przypadkach całe regiony zostały przekształcone na produkcję o wysokiej intensywności, gleba zaczęła być postrzegana tylko jako przestrzeń konieczna do uprawy. Usługi ekosystemowe zostały zastąpione rozwiązaniami technologicznymi, natomiast rośliny nieuprawne i owady usunięto - stwierdził dr Venn.

Bioróżnorodność kuleje

Konsekwencją wcześniej wymienionych procesów jest kurcząca się w ostatnich dziesięcioleciach bioróżnorodność obszarów wiejskich. Jako dowód ekspert podał kilka drastycznych, liczbowych przykładów:

  • przez 27 lat (1989-2016) na obszarach chronionych stale zmniejszała się biomasa owadów - zakres tego spadku wynosi 75 proc.,
  • w latach 1960-1987 i 1995-2017 odnotowano zmniejszenie liczebności gatunków roślin o 2/3,
  • od 1980 r. w Europie utracono 1 na 6 gatunków ptaków,
  • od 1980 r. populacja wróbla domowego w Europie spadła o 247 milionów sztuk,
  • w latach 1980-2017 r. ogólna populacja ptaków lęgowych zmniejszyła się o 600 milionów.

Jak zaznaczył ekspert, faktem jest, że rzadkich gatunków ubywa już od kilkudziesięciu lat, natomiast stosunkowo nowym trendem jest zmniejszanie liczebności gatunków do tej pory pospolitych.

Dr Stephen Venn ostrzegał, że utrata bioróżnorodności na terenach rolniczych przekłada się na zwiększone ryzyko "wybuchów epidemii" agrofagów. Utrata bioróżnorodności oraz globalne ocieplenie skutkują rozprzestrzenianiem się pewnych nieznanych dotąd na danym obszarze gatunków w nowych rejonach oraz pojawianiem się kolejnych ognisk szkodników.

- Rozwiązania technologiczne takie jak pestycydy rozwiązują problem tylko częściowo, bo jeżeli bioróżnorodność jest na niskim poziomie, to podatność na zagrożenie będzie istnieć cały czas - tłumaczył naukowiec.

Co przyroda robi dla nas, a co my możemy zrobić dla przyrody?

Zdaniem eksperta przyszłość stanowią tzw. nature-based solutions (NBS), czyli "rozwiązania oparte na przyrodzie" na poziomie zarówno lokalnym, jak i regionalnym oraz globalnym, opierające się na współpracy rolników oraz właścicieli gruntów z ekologami. Szeroko pojętym założeniem NBS jest ochrona siedlisk wspierających przyrodę i świadczących usługi dla ludzi.

- Rozumiemy to jako tzw. usługi ekosystemowe, czyli korzyści, jakie uzyskujemy od przyrody bez żadnych dodatkowych kosztów, dostarczane przez rośliny i zwierzęta - tłumaczył dr Venn.

Przykładem świadczenia usług ekosystemowych są właśnie pasy kwietne, dzięki którym zmniejsza się ryzyko wybuchu epidemii szkodników, wspierana jest bioróżnorodność oraz liczebność owadów zapylających. Pozostając w temacie zapylaczy, warto wspomnieć, że 85 proc. roślin zapylanych jest przez zwierzęta. Za zapylanie w ok. 50 procentach odpowiadają pszczoły, w 1/4 muchy, 15 proc. - chrząszcze, 10 proc. - motyle. W zapylaniu mogą brać udział także niektóre ptaki i ssaki, np. nietoperze.

 - Dla większości roślin zapylanie jest niezbędne do wydania plonu, dlatego możemy uznać, że zapylacze zapewniają nam żywność. Tymczasem w ostatnich latach naturalne zbiorowiska zapylaczy zmniejszyły się z powodu utraty siedlisk i globalnego ocieplenia - ostrzegał naukowiec.

Wśród działań wspierających przyrodę, możliwych do wdrożenia na terenach wiejskich prelegent zaliczył:

  • ochronę i rozpoznanie istniejących cennych siedlisk (dr Venn: "najlepiej jest zachowywać to, co mamy"),
  • odbudowę zdegradowanych siedlisk i tworzenie nowych,
  • kompensację, czyli tworzenie siedlisk alternatywnych dla tych, które muszą ulec zniszczeniu,
  • system organic no-till, czyli ekologicznej uprawy zerowej, eliminującej zarówno użycie pługa, jak i środków ochrony roślin.

Przykładem tworzenia cennych przyrodniczo siedlisk jest wprowadzanie na terenach wiejskich sztucznych mokradeł i pasów kwietnych.