Pan Mateusz, o którym pisaliśmy już na łamach „Bez Pługa”, jest menagerem w firmie Osadkowski SA, a jednocześnie prowadzi niewielkie, 6 ha gospodarstwo w Głubczycach w woj. opolskim. Przykłada dużą wagę do stanu gleby i swoje pola stara się prowadzić wdrażając dobre praktyki, które poprawiają jej strukturę. Jedną z nich jest według niego system no-till, który pozwala chronić glebę przed degradacją.

Rolnik stara się zgłębiać zagadnienia związane z erozją i ubożeniem gleby. Uważa, że orka w ostrą skibę w obecnych warunkach „przynosi więcej zła, niż dobrego”. Zwraca też uwagę na przenawożenie pól nawozami mineralnymi i zasolenie gleby.

- Z racji wykonywanej pracy jeżdżę po całej Polsce i obserwuję degradację gleby, jej zniszczoną strukturę w wyniku przeprowadzania kolejnych zabiegów uprawowych czy przejazdów ciężkich agregatów. Jako dziecko mówiłem, że na polu w wyniku uprawy się „kurzy”, dziś wiem, że to jedno z objawów chorej gleby, bo właśnie w ten sposób rolnik traci najdrobniejsze, najbardziej żyzne i cenne cząstki ilaste gleby – powiedział pan Mateusz.

Jednak, jak podkreśla rolnik, erozja wietrzna to tylko jeden z problemów współczesnego rolnictwa - kolejnym jest erozja wodna. Narażone są na nią zwłaszcza gleby uprawiane w technologii orkowej, pozbawione okrywy roślinnej, czy mulczu z resztkami roślinnymi.
- Jeśli przyjrzymy się w zwolnionym tempie na krople deszczu padające na odkrytą glebę, zobaczymy jak bardzo destrukcyjnie ona na nią działa. Konieczne jest więc okrywanie gleby roślinami, które ograniczą erozję. Ja od niedawna zrezygnowałem z uprawy płużnej. Jedno z moich pól już 4 lata nie jest orane i widzę kolosalną poprawę struktury gleby. Ma ona lepszą strukturę, a w suchych sezonach, które coraz częściej się powtarzają no-till pozwala mi oszczędnie gospodarować wodą glebową – zauważa rolnik.

Zapytaliśmy pana Mateusza, na co zwrócić uwagę w technologii no-till i czy jest to system, który sprawdza się w każdych warunkach:
- Uważam, że siew bezpośredni sprawdza się na każdej glebie. Jednak jest to system, który wymaga od rolnika cierpliwości czy prawidłowego zmianowania – na pewno nie sprawdzi się w uprawie monokulturowej. Żeby wyrobić sobie zdanie i poznać tą technologię potrzebne jest kilka lat doświadczeń, podczas których dopasujemy rozwiązania do własnych warunków w gospodarstwie.

Po lewej siew bezpośredni, po prawej - uprawa tradycyjna. Pola obsiano taką samą odmianą kukurydzy i nawożono w taki sam sposób. Siew roślin w okrywę z żyto spowodował, że gleba dłużej utrzymywała wilgoć i ograniczono zachwaszczenie. fot. M. Gniatkowski.
Po lewej siew bezpośredni, po prawej - uprawa tradycyjna. Pola obsiano taką samą odmianą kukurydzy i nawożono w taki sam sposób. Siew roślin w okrywę z żyto spowodował, że gleba dłużej utrzymywała wilgoć i ograniczono zachwaszczenie. fot. M. Gniatkowski.

Pan Mateusz podkreśla, że no-till może być rozwiązaniem wielu problemów glebowych. Jako przykład podaje możliwość podniesienia materii organicznej, oszczędności wody glebowej, zatrzymania erozji czy ubytku węgla z gleby. Oczywiście uprawa zerowa nie jest antidotum na wszystkie aspekty związane z chorą glebą, ale wg. pana Mateusza z pewnością pomoże rozwiązać większość z nich. Jednocześnie podkreśla, że coraz częściej spotyka i może wymienić się doświadczeniami z rolnikami, którzy odeszli już od pługa.

- Na spotkaniach tłumaczę im w bardzo prosty sposób, dlaczego technologie bezorkowe są dla nich lepszym rozwiązaniem. Mówię wówczas o wszystkich organizmach glebowych, zaczynając od bakterii, nicieni, chrząszczy, dżdżownic, które żyjąc w glebie budują sobie dom. A rolnicy przeprowadzając orkę niszczą ten dom i te wszystkie przestrzenie wodno-powietrzne – mówi rolnik.

Wiele osób uważa, ograniczeniem w technologii bezorkowej, a zwłaszcza w przypadku siewu bezpośredniego, jest możliwość stosowania obornika. Ale pan Mateusz ma na to rozwiązanie:
- Dla mnie jedyną wytyczną, dla której obornik należy wymieszać z glebą jest fakt, że może on brzydko pachnieć. Ale jeśli stosujemy obornik dobrze przekompostowany to nie ma takiej potrzeby. A pamiętajmy jeszcze, że kompostowanie nie przebiega w warunkach beztlenowych, tylko tlenowych. Rolnicy mówią mi, że jak zaorzą obornik to jest lepsza mineralizacja. Ale czy to jest dobre dla gleby? Proces mineralizacji prowadzi do strat azotu, niewykorzystany przez rośliny jest wymywany z profilu glebowego i powoduje zanieczyszczenie wód gruntowych i powierzchniowych. Obornik nie powinien być wywożony na pola po roku składowania. Dobrze przekompostowany obornik nie ma przykrego zapachu i nie ma problemu z pozostawieniem jego resztek na powierzchni. Po 5-6 latach składowania ma on strukturę podobną do gleby. Wywożenie świeżego obornika ze świeżą słomą i jej głębokie przyorywanie to olbrzymi błąd. Nawóz nie ma dostępu do tlenu i zamiast się rozkładać, gnije.

Rośliny wysiewane są siewnikiem Kverneland Optima bezpośrednio w nieuprawianą glebę. fot. M. Gniatkowski.
Rośliny wysiewane są siewnikiem Kverneland Optima bezpośrednio w nieuprawianą glebę. fot. M. Gniatkowski.

Na koniec pan Mateusz podkreślił raz jeszcze, jak ważne jest zwrócenie większej uwagi na glebę i jej strukturę. Podkreśla, że rolnicy muszą zmienić myślenie i podejście do technologii uprawy roli.
- Pamiętajmy o naszych dzieciach i wnukach, którym przekażemy nasze gospodarstwa. Zadbajmy więc o to, żeby zostawić im żyzną glebę a nie pustynię na której nic nie urośnie. Bo przecież gleba to żywy organizm – podsumowuje pan Mateusz.