W wielu miejscach kraju tegoroczne przedwiośnie jest wyjątkowo "mokre". Cierpią na tym oziminy, lecz zastoiska wody na polach mogą także znacznie utrudnić wiosenne prace polowe i przygotowanie stanowisk pod zasiew roślin jarych. O tym, o czym świadczą problematyczne zastoiska wodne i jak sobie z nimi radzić - pytamy dr. inż. Adama Zycha.

"Farmer": O czym świadczy pojawianie się zastoisk wody na polach?

dr Adam Zych: Zastoiska wodne na polach są traktowane ciągle po macoszemu. Za ich powstanie mają wpływ tylko i wyłącznie aspekty melioracyjne, na które rolnicy nie mają lub nie chcą mieć wpływu. Zastoiska świadczą o nadmiernym o wypełnieniu kompleksu sorpcyjnego wodą. Na skutek zatarcia się granic między zimą, jesienią i przedwiośniem zjawisko to nabiera coraz większego znaczenia. Wcześniej zastoiska masowo występowały właśnie bezpośrednio po zimie, podczas wiosennych roztopów. Pomijając wspomniane aspekty takie jak drożność rowów melioracyjnych czy prawidłowość funkcjonowania drenów, naturalnych obniżeń terenu, na występowanie zastoisk ma wpływ działalność rolnicza. Bardzo dobrym przykładem, często pomijanym, jest fakt, że zastoiska wodne występują w miejscu ścieżek technologicznych. To powinno dawać naprawdę do myślenia. W tych miejscach na skutek kilkunastokrotnych przejazdów z zabiegami ochrony roślin czy nawożenia dochodzi do zniszczenia struktury gleby. To się objawia właśnie zamazywaniem gleby i zniszczeniem agregatów glebowych. W efekcie woda nie może swobodnie odciekać, a zważywszy na fakt, że ścieżki technologiczne przypadają mniej więcej w tych samych miejscach w kolejnych sezonach, w trakcie stagnowania wody proces się pogłębia. Niestety często rolnicy sami potęgują to zjawisko, np. używając dwóch traktorów do rozsiewu nawozu. W warunkach silnego uwilgotnienia gleby, gdy jeden ciągnik nie daje rady, oznacza, że trzeba odczekać. Możemy zaraz dojść do jakiegoś kuriozum, że do nawożenia oprócz ciągnika współpracującego z rozsiewaczem będą potrzebne jeszcze 3 inne. Takich sytuacji należy unikać, tym bardziej, że na zastosowanie nawozów na stagnującą wodę na polu jest zakazane. Ciekawy przykład, jaki mogę przytoczyć, to jedna z analiz, jaką wykonywaliśmy na prośbę jednego z gospodarstw na zachodzie kraju, gdzie od kilku lat, jak w większości gospodarstw, na skutek pojawiających się susz i posuch plony spadły, co jest zrozumiałe, ale na blisko 60 hektarowym polu klas 3a-4b, zebranie 4 t/ha ziarna "graniczy z cudem". Jedną z przyczyn okazała się zniszczona struktura gleby, podczas mokrych żniw, podczas których kombajny nieustannie były wyciągane z błota traktorami. W tych miejscach właśnie woda najbardziej stagnuje. Na podstawie odkrywek glebowych na tym polu jednoznacznie wykazano, że jest to właśnie przyczyna zastoisk, które prowadzą do wypadania roślin wiosną.

Szukasz maszyn rolniczych? Znajdziesz je na portalu Giełda Rolna!

"Farmer": Czym grożą zastoiska wodne - zarówno dla roślin, jak i gleby?

dr Adam Zych: Stagnacja wody w na powierzchni gleby jest tak naprawdę wierzchołkiem góry lodowej, gdyż w trakcie tego procesu wszystkie kapilary glebowe są wypełnione wodą. Nie ma w nich powietrza z którego mogą korzystać korzenie roślin uprawnych, więc skutkuje to wypadaniem roślin, a więc stratami. Na skutek fizycznych zmian woda niejako ubija warstwy gleby ze sobą, przez co już po jej ustąpieniu w takich miejscach są utrudnione lub nawet niemożliwe warunki do wzrostu roślin, a zjawisko to może jeszcze spotęgować silnie oddziałujące wiosną promieniowanie słoneczne i wiatr. Ma to też aspekt praktyczny, gdyż niejednokrotnie należy czekać aż nieco woda odpłynie z pola, żeby móc nawieźć jego całość, przez co rolnicy są blokowani. Podczas stagnacji wody część najcenniejszych frakcji gleby, a wraz z nimi rozpuszczonych składników pokarmowych ulega utracie przez niekontrolowany spływ.

"Farmer": W jaki sposób możemy zapobiec ich powstawaniu? A gdy już się pojawią - czy istnieje jakikolwiek sposób, by takich zastoisk się pozbyć?

dr Adam Zych: Najprościej byłoby poradzić spuszczenie wody do rowu, jednak z praktyki działania na madach nadodrzańskich mogę powiedzieć, że rzadko to przynosi spodziewany efekt, gdyż spływa tylko niewielka część wody, co wskazuje z jakim problemem mamy do czynienia. Na marginesie dodam tylko, że jeśli rów jest przypisany do drogi publicznej można liczyć się z karami finansowymi za takie praktyki. Przy ograniczaniu negatywnych skutków zastoisk wodnych największe znaczenie ma profilaktyka w postaci zwiększania zawartości węgla w glebie. Jak wiadomo, może to się dziać przez wprowadzanie do niej np. słomy czy innych resztek pożniwnych, wyrośniętych międzyplonów czy nawozów odzwierzęcych. W ten sposób, przeciwdziałając zastoiskom wodnym, ograniczamy zjawisko suszy. Nie bez znaczenia ma też odpowiedni odczyn, gdyż tylko gdy on jest uregulowany procesy humifikacji mogą przeważać nad procesami mineralizacji. W krajach kojarzonych bezsprzecznie z prawidłowo działającą melioracją, do odkwaszania stosuje się gips. Dzięki swojej strukturze rozluźnia on glebę i może ona przyjąć (zakumulować) większą część wody, co przeciwdziała jej stagnowaniu. Podam kolejny przykład ze swojej praktyki. W miejsca najbardziej problematyczne nie muszą być za wszelką cenę siane pszenicą czy rzepakiem. Idealnie nadają się tam rośliny miododajne czy zwykłe łąki trawiaste. Wyłączenie kilku procent gruntów znacząco ułatwia pracę, a przynosi korzyści dla środowiska, co powinno być traktowane na równi z produkowaniem żywności.