Uprawiając rolę bezorkowo, nieodłącznie wiążemy się z ideami uprawy konserwującej, która oprócz rezygnacji z użycia pługa zakłada pozostawienie co najmniej 30 proc. resztek roślinnych na powierzchni pola. W tradycyjnej uprawie orkowej wraz z odwróconą wierzchnią warstwą gleby na dno bruzdy trafia biomasa, wówczas pole wygląda „schludnie”, ale jest narażone na szereg niekorzystnych dla gleby procesów. Bez względu na stosowany w gospodarstwie system uprawy roli zasadniczym błędem jest pozbywanie się słomy, jeżeli nie wróci ona później na pole w postaci obornika. Sprzedaż słomy w gospodarstwach prowadzących wyłącznie produkcję roślinną to rzeczywiście zastrzyk dodatkowej gotówki. Niestety, mimo iż trudno oszacować konkretną wartość pieniężną resztek pożniwnych, taką transakcję tylko pozornie można zakwalifikować w bilansie jako zysk. Zdecydowanie lepszą „inwestycją” będzie mulczowanie z wykorzystaniem właśnie resztek pożniwnych lub roślin uprawianych w międzyplonach.

Źródło składników pokarmowych i materii organicznej

Składniki pokarmowe pobrane przez rośliny uprawne w trakcie wegetacji zostają zgromadzone w ich biomasie, także w części stanowiącej plon uboczny. Odpowiednie jego zagospodarowanie pozwala na ponowne wprowadzenie najważniejszych pierwiastków z powrotem do gleby i ich ponowne wykorzystanie przez rośliny następcze. W przypadku zbóż po zbiorze na polu pozostaje 4-6 t/ha słomy zawierającej komplet makro- i mikroelementów niezbędnych do wzrostu i rozwoju roślin. Przyjmując, iż średni plon słomy zbóż wynosi 5 t, razem z taką ilością biomasy dostarczamy do gleby ok. 25 kg azotu, 15 kg fosforu i 80 kg potasu na hektar. Każdy kilogram składnika pokarmowego w nawozach ma określoną cenę, warto zatem pamiętać, że wprowadzenie ich wraz z resztkami pożniwnymi jest źródłem oszczędności. 

Pozostawiona na powierzchni pola słoma lub masa roślinna międzyplonu ma ogromne znaczenie dla wzbogacenia gleby w materię organiczną i jest podstawowym substratem próchnicy. Wysoka zawartość próchnicy w glebie wpływa na poprawę szeregu jej właściwości, m.in. tworzenie struktury agregatowej, stosunki wodno-powietrzne, zdolności sorpcyjne czy właściwości termiczne. Mówiąc krótko: bez próchnicy nie ma żyznej gleby. Niestety, średnia zawartość próchnicy w polskich glebach nie przekracza 2 proc.; tymczasem jej zawartość poniżej 3,5 proc. to sygnał początku procesu pustynnienia. Rośliny uprawne przeważające w strukturze zasiewów w naszym kraju, takie jak zboża, kukurydza i okopowe, doprowadzają do degradacji substancji organicznej. Wprowadzając do gleby odpowiednią ilość masy roślinnej lub nawozów naturalnych, możemy uzyskać dodatnie saldo bilansu materii organicznej. Przy odpowiednim zagospodarowaniu w glebie dostarczonej materii organicznej zostaje ona przekształcona w próchnicę.

Nie pozwól wodzie wyparować

Od kilku sezonów na sporym obszarze kraju rolnikom sen z powiek spędza susza. Ponieważ deficyt opadów deszczu w sezonie wegetacyjnym roślin uprawnych postępuje, a zasoby wód powierzchniowych wykorzystywanych do nawadniania pól systematycznie się kurczą, priorytetem rolnictwa staje się racjonalne gospodarowanie wodą. Pozytywny wpływ uprawy bezorkowej na gospodarkę wodną gleby został udowodniony wielokrotnie (wykres). Do lepszego magazynowania wody w systemach bezpłużnych przyczynia się m.in. obecność mulczu na powierzchni pola. Z jednej strony wynika to ze wspomnianego wcześniej wzbogacenia gleby w próchnicę, gdyż związki tworzące próchnicę gromadzą 20 razy więcej wody, niż same ważą, w formie sprzyjającej łatwemu wykorzystaniu przez rośliny uprawne. Drugim aspektem jest tworzenie przez resztki roślinne izolującej warstwy chroniącej przed ewaporacją, czyli parowaniem wody z powierzchni gleby. Mulcz, zacieniając glebę i chroniąc ją przed słońcem, zmniejsza intensywność utraty wody na skutek jej parowania z nagrzanej powierzchni pola; ogranicza także wysuszające działanie wiatru. Dzięki obecności resztek roślinnych na polu w okresie zimowym „przechwytywane” jest również więcej śniegu. Szacuje się, że okrycie gleby pozwala ograniczyć straty wody o 30-40 proc. w stosunku do gleby nieosłoniętej.

Fizyczna bariera ochronna

Pozostawienie na powierzchni pola ochronnej roślinnej okrywy jest najważniejszą bronią w walce z erozją wodną i wietrzną gleb. W Polsce według szacunków 29 proc. powierzchni kraju potencjalnie zagrożonych jest erozją wodną, natomiast 28 proc. – erozją wietrzną. W przypadku erozji wodnej silne opady deszczu powodują degradację struktury gruzełkowatej i wypłukiwanie części spławialnych. Erozja wodna i związane z nią zjawisko spływu powierzchniowego przyczyniają się także do wymywania składników nawozowych i zanieczyszczenia nimi wód. Z kolei erozja wietrzna polega na zwiewaniu wierzchniej warstwy gleby, co wpływa niekorzystnie nie tylko na jej strukturę – niesione przez wiatr większe cząsteczki gleby mogą doprowadzać do uszkodzeń roślin. Straty masy gleby na skutek procesów erozyjnych każdego roku w Europie wynoszą ok. 17 t. Szacuje się, że erozja powoduje podwyższenie kosztów produkcji o ok. 25 proc. Tymczasem obecność na powierzchni pola okrywy roślinnej ogranicza prędkość i siłę wiatru, jak również osłania glebę przed uderzeniami kropel nawalnego deszczu. Im więcej masy roślinnej znajduje się na powierzchni gleby, tym skuteczniejsza ochrona przed ero­zją. Zaledwie 20 proc. pozostawionych resztek pożniwnych przyczynia się do redukcji procesów erozyjnych o połowę w porównaniu do pola nieokrytego. Mulcz okazuje się skutecznym narzędziem także w ograniczaniu kiełkowania i wschodów chwastów. Wiele gatunków roślin do kiełkowania wymaga dostępu światła, dlatego zacienienie gleby dzięki okrywie roślinnej ogranicza germinację nasion chwastów. Jeżeli jednak uda im się wykiełkować, to siewki nie mogąc „przebić się” przez warstwę mulczu, w konsekwencji zamierają.