Podczas seminarium dotyczącego ekonomicznych aspektów pasów kwietnych w rolnictwie, które odbyło się 16 września br. w Szelejewie Drugim w ramach konferencji „Znaczenie pasów kwietnych w rolnictwie (IV)”, dyskutowano nie tylko na temat opłacalności wdrażania w życie tego typu prośrodowiskowych działań. Jednym z poruszanych przez uczestników tematów stała się sprawa generowania przez rolników dóbr publicznych i wynagrodzeń za nie.

Pasy kwietne dobrem publicznym

Przykładem dostarczania dóbr publicznych przez rolnictwo jest m.in. właśnie tworzenie pasów kwietnych. W swoim wykładzie prof. UPP dr hab. Wawrzyniec Czubak zaznaczył, iż społeczeństwo oczekuje od rolników generowania dóbr publicznych, takich jak np. urozmaicony, urokliwy krajobraz wiejski. W ostatnich latach dużego znaczenia dla nowoczesnych, świadomych obywateli nabiera ochrona przyrody i przyjazne jej praktyki rolnicze.

W praktyce ochrona środowiska na obszarach rolniczych zwykle wiąże się ze zmniejszeniem zysków z produkcji, wynikającym na przykład z konieczności rezygnacji z produkcji rolnej na części areału. Często zachowanie istniejących cennych elementów przyrody i tworzenie nowych wymaga dodatkowych nakładów. Jak podkreślił prof. Czubak, wiodącym kierunkiem w ochronie przyrody na terenach wiejskich nie powinna być ekstensyfikacja i zastąpienie dotychczasowej produkcji odłogowaniem.
- Rozwiązaniem jest tzw. ekologiczna intensyfikacja, mimo iż może brzmieć to jak oksymoron – zgodzili się uczestnicy dyskusji.

Społeczeństwo wymaga - kto za to zapłaci?

Oczywiste wydaje się zatem, iż społeczeństwo, wymagając od rolników dostarczania dóbr publicznych powinno zapewnić im również wynagrodzenie. Jak jednak określić wartość środowiska i krajobrazu? Kontrolowanie działań prośrodowiskowych, by z danego terenu uzyskać możliwie maksymalne korzyści dla środowiska; ich wycena i rekompensata finansowa miały stać się rolą programów rolnośrodowiskowych. Dotychczasowe ich efekty eksperci ocenili jednak miernie. Zwrócili uwagę, iż płatności rolnośrodowiskowe narzucając sztywne, ograniczające kreatywność zasady nie dają jednocześnie praktycznych wskazówek, które przełożyłyby się na realne zainteresowanie producentów rolnych ochroną środowiska i krajobrazu. W efekcie rolnicy korzystają z łatwych, atrakcyjnych finansowo i niekolidujących z produkcją główną programów.

Za darmo nie ma nic

Ciekawym głosem w naukowej dyskusji była wypowiedź rolnika-praktyka i przyrodnika, pana Henryka Ordanika:
- Rolników uważa się za głupich i opornych. Ekolodzy głowią się: „dlaczego nie podejmujecie działań, jakie wam proponujemy?”. Obowiązek działania prospołecznego zrzuca się na rolników, nie na piekarzy, nie na budowlańców. Dlaczego rolnicy mieliby podejmować te działania za darmo? Zdajmy sobie sprawę, iż gospodarstwo jest ich firmą. Kolejną kwestią jest postrzeganie małych gospodarstw jako tych dobrych, żyjących w zgodzie z naturą. Według polityków i programów unijnych lepszym jest mały, biedny rolnik. Skąd bierze się ta propaganda biedy? W piramidzie potrzeb potrzeby działania ekologicznego sytuują się dalej niż podstawowe potrzeby bytowe. W przeciętym małym gospodarstwie średni miesięczny dochód na osobę często nie sięga nawet wysokości płacy minimalnej. Takie gospodarstwa nie będą świadczyć darmowych usług dla społeczeństwa, jeśli nie otrzymają za to rekompensaty. Nie bójmy się dużych gospodarstw, które są bogatsze i stać je na to, by więcej zrobić, również dla przyrody – mówił Henryk Ordanik.