Sceptycy bezpłużnej uprawy bardzo często wiążą ją ze zwiększoną presją agrofagów, a co się z tym wiąże - zwiększonym zużyciem środków ochrony roślin. Jak się często okazuje - nie jest to reguła.

Niewymagający no-till?

W tym zakresie bardzo interesujących wyników dostarczyli w zeszłym roku naukowcy z Czech (Voltr i wsp. 2021). Badacze porównywali przez osiem lat (2002-2010) w jedenastu uprawach (owies, kukurydza na kiszonkę, pszenżyto ozime, kukurydza na ziarno, żyto ozime, jęczmień jary, jęczmień ozimy, pszenica ozima, mak, rzepak ozimy, buraki cukrowe) liczbę aplikacji środków ochrony roślin w trzech różnych systemach uprawy: płużnym, bezorkowym i zerowym. Efekty eksperymentu zaskoczą zapewne wielu, wykazały bowiem, że najmniej zabiegów chemicznej ochrony roślin wykonano w systemie uprawy zerowej. Liczba aplikacji w systemie bezorkowym była bardzo zbliżona do uprawy płużnej.

Wykres. Średnie wyniki z ośmioletnich doświadczeń dotyczących liczby zabiegów chemicznej ochrony 11 gatunków roślin w trzech systemach uprawy (Voltr i wsp. 2021).

Jak pokazują uśrednione wyniki wszystkich doświadczeń, w uprawie zerowej wykonano ogółem mniej aplikacji środków ochrony roślin, zarówno herbicydów, insektycydów, jak i pestycydów. Wykonano za to więcej zabiegów łączonych (np. insektycyd + fungicyd), co częściowo tłumaczy końcowy wynik. Warto zwrócić także uwagę na inny badany parametr - liczbę zabiegów interwencyjnych, czyli wykonanych już po zaobserwowaniu obecności danego agrofaga. W uprawie zerowej w wieloleciu wykonano średnio 0,64 zabiegu interwencyjnego, natomiast w uprawie płużnej i bezorkowej ponad dwukrotnie więcej - odpowiednio 1,49 i 1,6 zabiegu. Na podstawie tych liczb można wysnuć twierdzenie, że rośliny uprawiane w systemie no-till w mniejszym stopniu narażone są na atak ze strony agrofagów. Czesi nie pokusili się o drobiazgową analizę i postawienie hipotezy, dlaczego to właśnie system uprawy zerowej wymagał tak niewielu zabiegów chemicznej ochrony, ale czekamy na wasze sugestie w komentarzach.

Przedstawione wyżej wyniki w pewnym stopniu wyjaśnić można, bazując na publikacji Theodora Friedricha z FAO i Amira Kassama z Uniwersytetu Reading (Friedrich i Kassam, 2012). Twierdzą oni, że każdy zabieg uprawowy przygotowuje podłoże do kiełkowania nie tylko nasion roślin uprawnych, ale także tych niepożądanych. Tym samym rezygnacja z jakiejkolwiek uprawy, jak to się dzieje w systemie no-till, nie będzie stwarzała nasionom chwastów sprzyjających warunków do kiełkowania, nie będzie także dochodziło do "wywlekania" ich z głębszych warstw gleby. Ograniczająco na zachwaszczenie w uprawie zerowej wpływa także gruba warstwa mulczu na powierzchni pola. Friedrich i Kassan zwracają także uwagę, że uprawa zerowa zwiększa bioróżnorodność zarówno w glebie, jak i ponad nią. Dzięki większej liczebności naturalnych wrogów szkodników upraw i grzybów chorobotwórczych ten specyficzny ekosystem, jakim jest pole uprawne, reguluje się samodzielnie.

Nie ma reguły

Wielu praktyków nie odnotowuje zwiększonego zużycia środków ochrony roślin po odstawieniu pługa. Skąd zatem biorą się komentarze "bezorkowcy chemię leją litrami", "bez chemii sobie nie poradzicie", "bezorkowcy trują na potęgę"? Pomijając walory merytoryczne takich wypowiedzi oraz opaczne rozumienie pojęcia "chemii", w świadomości wielu sceptyków wciąż pokutują bolesne w skutkach eksperymenty ze zmianą systemu uprawy roli bez odpowiedniego przygotowania. Jako redakcja powtarzamy i powtarzać będziemy, że uprawa bezorkowa jest zaledwie jedną ze składowych prowadzących do sukcesu w zrównoważonym rolnictwie. O uzyskiwanych w gospodarstwie plonach i wynikach finansowych nie decyduje jedynie zamiana pługa na bronę talerzową, a całościowe spojrzenie na agrotechnikę w gospodarstwie. Są przecież gospodarstwa orkowe, które wykorzystują znaczne ilości środków ochrony roślin jak i te, które z wykorzystaniem pługa decydują się na produkcję ekologiczną. Tak samo dzieje się w systemach bezorkowych i nie można zagwarantować, że zaniechanie orki ze stuprocentową pewnością przyczyni się do zwiększenia presji agrofagów, jak i nie można zagwarantować, że ową presję zmniejszy.

Wracając jednak do pytania, dlaczego do systemów uprawy eliminujących orkę przylgnęła łatka bardziej wymagających w zakresie chemicznej ochrony roślin, warto przytoczyć fragment publikacji wcześniej wspomnianych Theodora Friedricha i Amira Kassama. "Orka w rolnictwie ma swoje określone cele, związane m.in. z radzeniem sobie z chwastami czy szkodnikami. Jeżeli ją wyeliminujemy bez wprowadzenia strategii, które mogą ustabilizować sytuację na polu, z pewnością odczujemy skutki rezygnacji z orki. Jeżeli farmer zaniecha orki, ale nie zmieni niczego więcej w systemie uprawy, np. płodozmianu czy sposobu postępowania z resztkami pożniwnymi, w większości przypadków może spodziewać się nasilenia problemu agrofagów. Nie są to jednak problemy nie do uniknięcia", czytamy w pracy autorów.