Niektórzy nazywają bohatera naszego reportażu królem kukurydzy. Jednak on sam podkreśla skromnie, że ten tytuł jest nadany nieco na wyrost. Tym razem gościmy u Tadeusza Szymańczaka, który kukurydzę w swoim gospodarstwie uprawia od ponad 40 lat i od razu podkreśla, że wciąż uczy się jej uprawy. Gospodarstwo Szymańczaków
– bo nasz bohater gospodaruje wraz z żoną Ewą oraz dziećmi Sylwią i Kamilem – liczy 100 ha. Jego siedziba znajduje się we wsi Skrzelew, która jest częścią gminy Teresin w województwie mazowieckim. Uprawiane grunty są bardzo rozdrobnione, bowiem znajdują się w 3 powiatach, 4 gminach i aż 12 miejscowościach. Gleby, na których gospodaruje pan Tadeusz, mają pochodzenie bielicowe, w większości są mozaikowate i kamieniste. W przeważającej części należą do III i IV klasy kompleksu bonitacyjnego, chociaż zdarzają się „kawałki” należące do II, a częściej V i VI klasy. Problemem są również porywiste wiatry. Z uwagi na wąskie pola, których szerokość nie przekracza często 20 m, uprawa jesienią jest konieczna, gdyż w innym przypadku resztki znajdujące się na powierzchni pola zostaną wywiane na pole sąsiada. Wiatry tworzą również „burze piaskowe” występujące wiosną. W tym miejscu rolnik podkreśla, że odkąd zaprzestał orki, skończyły się jego problemy wynikające z wywiewania najdrobniejszych cząstek gleby z pola.

Nauka przez całe życie

Tadeusz Szymańczak przejął gospodarstwo od swoich rodziców w roku 1972, będąc w tamtym czasie uczniem technikum zawodowego. W momencie przejęcia miało ono powierzchnię 3,4 ha. Świeżo upieczony rolnik postanowił kontynuować naukę i w roku 1980 ukończył zaoczne studia na ówczesnym Wydziale Rolniczym warszawskiej SGGW. Ze śmiechem dodaje, że kiedy odbierał dyplom z rąk rektora, był przekonany, że jest już dostatecznie wyedukowany. Szybko jednak zrozumiał, że uczyć się trzeba przez całe życie i do dziś stara się pogłębiać swoją wiedzę zarówno teoretyczną, jak i praktyczną.

Postawił na kukurydzę

Jak wspomina rolnik, podczas studiów uczono go, że gospodarstwo powinno się specjalizować. Jest to bardzo korzystne, ponieważ pozwala usprawnić produkcję, zwiększyć jej efektywność, pogłębiać wiedzę w danej dziedzinie, a przede wszystkim obniżać koszty produkcji. Rolnik szukał więc idealnej specjalizacji dla swojego gospodarstwa. Kolejno zajmował się w nim produkcją prosiąt i warchlaków, hodowlą bydła mlecznego i owiec. Na polu uprawiał na nasiona rośliny takie jak facelia, cebula, marchew czy fasola. W końcu okazało się, że kukurydza jest tym, czego szukał. Od roku 1987 rozpoczęła się specjalizacja produkcji. W kolejnych latach pojawił się siewnik punktowy, heder do zbioru kukurydzy, a w roku 1989 suszarnia przepływowa firmy Drzewicz (notabene pierwsza wyprodukowana przez tę firmę), która pracuje do dziś.

Dzielenie się wiedzą

Szymańczak podkreśla, że w gospodarstwie kieruje się maksymą „Wszystkim wierzę pod warunkiem, że sprawdzę dany produkt”. Dlatego też od początku w gospodarstwie wysiewał poletka, na których testował odmiany. Początkowo były to tylko doświadczenia odmianowe z firmą Pioneer. Zbiory poletek były przeprowadzane publicznie. Jak wspomina rolnik, w pewnym momencie zaczęło przychodzić sporo osób z różnymi pytaniami. Aby pomóc w uzyskaniu odpowiedzi, rolnik zaczął zapraszać przedstawicieli firm oferujących środki do produkcji kukurydzy, a potem także naukowców specjalizujących się w jej uprawie. Tak narodziły się Dni Kukurydzy – w tym roku odbyła się ich XXXIII edycja. Obecnie na poletkach zbieranych podczas Dni Kukurydzy dalej są testowane odmiany Pioneer, ale rolnik ma również założone poletka różnych firm i te zbierane są w późniejszym terminie. Wyniki z tych poletek także są podawane do publicznej wiadomości. Rolnik testuje również w swoim gospodarstwie różne warianty nawożenia, ochrony herbicydowej, efektywne mikroorganizmy czy ostatnio żele, które pomagają zachować wodę w glebie. Dzięki takim doświadczeniom – jak mówi Szymańczak – może na własne oczy i kieszeń zobaczyć, jak dany środek czy metoda produkcji sprawdza się w praktyce, w warunkach polowych jego gospodarstwa. Trzeba przy tym podkreślić, że rolnik chętnie dzieli się wiedzą z kolegami po fachu między innymi poprzez media społecznościowe, z których aktywnie korzysta.

Kultywator na dwa razy

Szymańczak po raz pierwszy zetknął się z technologią bezorkową na Dniach Kukurydzy, kiedy jedna z firm przedstawiła trzybelkowy agregat ścierniskowy jako alternatywę dla pługa. Ta technologia tak zaciekawiła rolnika, że osiem lat temu miejsce pługa zajął kultywator PÖttinger Synkro 3030 wyposażony w ciężki wał stalowy, który dobrze konsoliduje uprawioną glebę. Rolnik przy jego pomocy uprawia glebę dwukrotnie. Jesienią tuż po zbiorach na ok. 15 cm, bez bocznych podcinaczy. Drugi raz wiosną, na dwa tygodnie przed siewem pracuje z podcinaczami na głębokość ok. 5 cm. Szymańczak w swoim gospodarstwie doszedł do wniosku, że przy głębszej uprawie trzeba pamiętać o prędkości roboczej wynoszącej minimum 11 km/h, ponieważ przy niższej gleba nie jest wystarczająco dobrze mieszana, tylko wraz z resztkami przesuwa się pomiędzy łapami kultywatora. Każdy przejazd kultywatorem odbywa się pod różnym kątem w stosunku do kierunku siewu. Po kilku latach uprawy kultywatorem rolnik zauważył mniejszą ilość nierozłożonych resztek pożniwnych w glebie w porównaniu do uprawy pługiem. Zwraca uwagę, że sama gleba wygląda zdrowiej i ma lepszą strukturę niż wtedy, gdy stosował pług. Jak mówi gospodarz, kiedy resztki pożniwne pozostają na powierzchni, to proces denitryfikacji może przebiegać w sprzyjających mu warunkach tlenowych. Do głębokiej uprawy stosuje głębosz Opall-Agri, którym pracuje na 40 cm, by rozluźnić glebę.

Nawożenie z satelitą

Szymańczak podkreśla, że rolnik nie może być skąpy, musi być za to oszczędny. Kierując się tą zasadą, zaczął od postawienia wagi. To umożliwiło oszacowanie ilości wywożonych z pola wraz z nasionami składników pokarmowych. Rolnik po zbiorach pobrał próbki gleby, a kiedy otrzymał wyniki, zrobił bilans składników pokarmowych. Dzięki tej prostej analizie fosfor, zakupiony z myślą o kolejnym sezonie, wystarczył na kolejne trzy lata, natomiast potas – na dwa. Rolnik podkreśla, że pomimo niższego nawożenia plony nasion nie zmniejszyły się. Początkowo jedna próbka do badań była pobierana z obszaru całego pola. Potem z jednego pola rolnik pobierał kilka próbek. W 2000 r. syn rolnika Kamil kupił prosty odbiornik GPS, który pozwalał na dzielenie pól i pobieranie próbek z dokładnością 5-10 m. Od 2004 r. próbki są pobierane z dokładnością ok. 30 cm. Rok później rolnik na swoich polach rozpoczął zmienne dawkowanie nawozów. Początkowo w kabinie ciągnika wyświetlała się mapa zasobności danego pola z aktualną pozycją ciągnika na mapie. Dawka nawozu w danym miejscu była regulowana ręcznie. W roku 2009 pojawił się w gospodarstwie pierwszy rozsiewacz wyposażony w automatyczną regulację dawki wysiewu w zależności od zasobności gleby. Od tego samego roku również ciągnik porusza się po polu z dokładnością do 2 cm, gdyż jest wyposażony w system jazdy równoległej. Obecnie badania gleby wykonywane są co roku, a jedna próbka do badań pobierana jest średnio z powierzchni 0,75 ha. W kombajnie został zamontowany system monitoringu plonu, dzięki czemu, jeśli pojawia się miejsce z plonem odbiegającym od tego, co dzieje się wokół, to automatycznie w tym miejscu jest pobierana oddzielna próbka do badań. W gospodarstwie co roku jest wykonywany bilans składników pokarmowych dla: azotu, fosforu, potasu, magnezu, wapnia i siarki, natomiast co kilka lat sprawdza się poziom próchnicy i zasobność mikroelementów.

Wyższe plony

Dzięki dbałości o glebę i dobremu nawożeniu plony kukurydzy uprawianej w gospodarstwie Szymańczaka w monokulturze wynoszą 10-11 t/ha suchej kukurydzy. Warto podkreślić, że w latach 90. były niższe i wynosiły 7 t/ha suchych nasion przy wyższym poziomie nawożenia. Szymańczak podkreśla, że ważny jest również odpowiedni odczyn pH wynoszący ponad 6,5. Jeśli chodzi o wapnowanie, to pan Tadeusz preferuje kredę oraz drobno zmielone wapna magnezowe. Od pewnego momentu stara się wapnować mniejszymi dawkami, ale w krótkich odstępach czasu, nawet corocznie. Od kilku lat stosuje także nawożenie siarką. Wspomina, że po pierwszej aplikacji tego pierwiastka kukurydza zachowała zielony kolor dłużej o ok. 2-2,5 tyg. niż ta sama odmiana rosnąca u sąsiada. Wapno i siarka są wysiewane jesienią, potem jest wykonywana głęboka uprawa. Miesiąc później wysiewane są fosfor (ok. 70-100 kg P2O5/ha) i potas (130-180 kg K2O/ha) – te nawozy nie są już mieszane z glebą. Wiosną blisko 2 tygodnie przed siewem rolnik wysiewa ok. 135 kg N/ha w formie mocznika. Następnie jest wykonywana płytka uprawa 5 cm kultywatorem z podcinaczami bocznymi. W tak przygotowaną glebę wysiewane są nasiona kukurydzy, a razem z nimi pozostałe 15 kg N/ha z podsiewacza pochodzące z nawozu NPK. Warto podkreślić, że podsiew nawozów jest stosowany w gospodarstwie od początku lat 90. XX w. Do zwalczania chwastów stosowane są w pierwszej kolejności herbicydy doglebowe. Jeśli pomiędzy uprawą a siewem skiełkują chwasty, to do zabiegu dorzucane są środki kontaktowe, np. glifosat. Rolnik dba o rotację stosowanych substancji aktywnych, by chwasty się nie uodporniły. Dodatkowe odchwaszczenie powschodowe jest konieczne tylko w przypadku, gdy występuje wtórne zachwaszczenie. Szymańczak podkreśla, że pomimo dołożenia wszelkich starań w bardzo suchym roku zebrał tylko 5 t suchych nasion z hektara.

Trzeba znać wroga

Szymańczak nie mulczuje ścierniska po kukurydzy, uważa bowiem, że ten zabieg byłby skuteczny dopiero wtedy, kiedy zdecydowaliby się na niego wszyscy rolnicy uprawiający kukurydzę. Inaczej motyl omacnicy jest w stanie dolecieć z plantacji, na której nie zastosowano mulczowania lub z innych roślin, także chwastów, na których żeruje. Jego zdaniem dużo ważniejsza w kontekście zwalczenia omacnicy jest jesienna uprawa, która pozwala zniszczyć część zimujących w łodygach kukurydzy larw. Jest także przekonany, że lepiej niszczy ściernisko uprawa bezorkowa, a nie pług przykrywający resztki grubą warstwą gleby, pod którą larwy mają doskonałe warunki do zimowania. Od dziewięciu lat rolnik walczy również z omacnicą metodami chemicznymi. W kukurydzy wykonuje przejazd z opryskiwaczem turbinowym wyposażonym w wyrzut boczny – ma on 40–50 m zasięgu pracy, więc ścieżki technologiczne nie występują zbyt gęsto. Najważniejszy jest monitoring aktywności szkodnika, gdyż tylko dzięki niemu możliwe jest ustalenie optymalnego terminu zabiegu insektycydowego, pozwalającego uzyskać ponad 95 proc. skuteczności. Rolnik próbował również stosować metody ekologiczne, lecz ich efektywność ocenia na poziomie 40-70 proc. przy większych kosztach wykonania zabiegu. Podkreśla, że najskuteczniejszą i najtańszą metodą walki z omacnicą jest siew kukurydzy z genem M 810 Bt, który doprowadza do śmierci szkodnika w momencie, gdy insekt „wgryza” się w kukurydzę. Kiedy w Polsce była jeszcze dozwolona uprawa roślin zmodyfikowanych, rolnik miał założone poletko doświadczalne, na którym naukowcy badali, czy rośliny zmodyfikowane mogą przepylić się ze zwykłymi. Przeprowadzone badania wykazały, że jest to możliwe w bardzo małych odległościach wynoszących od metra do kilku metrów. Gospodarz podkreśla, że walka ze szkodnikami kukurydzy będzie coraz trudniejsza, gdyż na Polsce zaczyna pojawiać się stonka kukurydziana oraz urazek kukurydziany. Każdy z nich ma inny cykl rozwojowy niż omacnica, w związku z czym, aby zniszczyć je wszystkie, będzie konieczne przeprowadzenie nawet kilku zabiegów insektycydowych na plantacji w sezonie wegetacyjnym.