Zaprosiliśmy do naszego studia dwóch młodych rolników: Michała Wagnera i Marcina Gryna, którzy już od kilku lat uprawiają swoje pola w technologii bezorkowej. Towarzyszył im ekspert z branży maszynowej Wojciech Mantaj, reprezentujący firmę Pöttinger Polska. Nasi goście wspólnie obalali mity i przesądy, krążące na temat uprawy bezorkowej, dzieli się swoimi doświadczeniami i podpowiadali, jak zmienić technologię uprawy i z powodzeniem uprawiać bezorkowo.

Obaj zaproszeni rolnicy gospodarują w różnych regionach kraju, w zgoła odmiennych warunkach i różne mają też profile produkcji. Choć obaj zrezygnowali w swoich gospodarstwach z pługa, nieco inne technologie uprawy na swoich polach stosują. Obaj jednak przeczą przesądom, iż uprawa bezorkowa to technologia tylko na wielkie areały i wymagająca użycia bardzo drogich maszyn.

Marcin Gryn, to rolnik ze wsi Sitaniec Kolonia na Zamojszczyźnie (woj. lubelskie), który gospodaruje na areale 50 ha. Uprawia pszenicę, kukurydzę, rzepak oraz warzywa. Z pługa zrezygnował już 7 lat temu i sam konstruuje maszyny, których używa na polach. Michał Wagner z Lubotynia Kolonii koło Ostrowi Mazowieckiej swoją przygodę z uprawą bezorkową rozpoczął przed 6 laty. On również sam buduje lub udoskonala maszyny, które stosuje na swoich polach. Uprawia zboża i kukurydzę oraz, co ważne, hoduje bydło. Obaj przeszli na technologię bezorkową, by poprawić strukturę gleby, a przy tym zaoszczędzić czas i pieniądze potrzebne do wykonywania wielu zabiegów w technologii konwencjonalnej.

Dlaczego bez pługa?

Michał Wagner pracuje na lekkich glebach, więc mieszanie gleby prowadziło do jej nadmiernego rozpylenia. Dlatego już po jednym sezonie uprawy całopowierzchniowej, przy użyciu grubera i talerzówki przeszedł na uprawę pasową z głębokim podawaniem nawozów i tak uprawia do dziś.
- Dzięki temu międzyrzędzia są nieporuszane i następuje poprawa życia biologicznego, a pasy co roku biegną inaczej. Zaoszczędziłem też czas niezbędny na wykonanie wszystkich konwencjonalnych zabiegów i zniknęły problemy z dotrzymaniem terminów agrotechnicznych – przyznaje rolnik. -Zniknęły też problemy z erozją wietrzną i wodną.

Marcin Gryn dysponuje w gospodarstwie bardzo zróżnicowanymi glebami od II do V klasy bonitacyjnej - od lekkich, po gliniaste i ilaste, aż po czarnoziemy. Szukał sposoby na walkę z postępującą suszą i erozję wodną gleb. Zaczynał od talerzówki i ciągnika o mocy 70KM, w drugim roku użył grubera, w kolejnym zdecydował się na nawożenie wgłębne, a wreszcie przeszedł na strip-till, który z powodzeniem sprawdza się do dziś.

Co jeśli nie pług?

Michał Wagner od początku uprawia glebę maszynami własnej konstrukcji. Zbudował już 4 maszyny do uprawy pasowej, a pracuje u siebie dwoma. Korzysta przy tym z dostępnych, konwencjonalnych „podzespołów”. Nazywa swój system uprawy „kombinowanym strip-tillem”, bo uprawa pasowa wspomagana jest płytką uprawą z pomocą talerzówki, by zagospodarować obornik od hodowanych krów. Marcin Gryn także korzysta z maszyn własnej konstrukcji, których kilka ma już na swoim koncie.

- Każde gospodarstwo jest inne, inne ma warunki glebowe, klimatyczne, wodne. Przejście z pługa i wybór jednego narzędzia, musi wynikać z tych uwarunkowań – uważa Wojciech Mantaj z Pöttinger Polska.-Moim jednak zdaniem pierwszym wyborem po rezygnacji z pługa powinien być kultywator. Brona umożliwia mieszanie gleby jedynie na płytkiej głębokości, kultywator zaś może pracować na różnych głębokościach, nawet do 25-30cm i umożliwia właściwa uprawę zarówno pożniwną, jak i przedsiewną.

Jak nawozić?

Marcin Gryn jest gorącym zwolennikiem wgłębnego nawożenia. - Susza powoduje, że profil glebowy ubożeje i następuje wzrost zasolenia gleby – mówi - Zwiększanie dawek przy nawożeniu powierzchniowym powoduje dalszy wzrost zasolenia i spadki plonu. To zmusza do precyzyjnego, wgłębnego nawożenia, które sprawia, że składniki odżywcze rośliny znajdują tam, gdzie są im potrzebne, a zasolenie gleby się redukuje i poprawiamy jej strukturę. Dla rolnika z Zamojszczyzny pomocne okazały się w tym doświadczenia, zdobyte w czasie praktyk na farmie w Teksasie.

U Michała Wagnera nawożenie wgłębne wynikało niejako z konieczności zagospodarowania odchodów odzwierzęcych z obory. Nawożenie wgłębne uzupełnia nawożenie odzwierzęce. -Dzięki temu rośliny znajdą składniki głębiej i lepiej przetrwają suszę – uważa rolnik.

- Obornik powinien być dla gospodarza luksusem, a nie problemem w prowadzeniu upraw – przyznaje Wojciech Mantaj - Pamiętać należy jednak o właściwym rozdrobnieniu i rozrzuceniu nawozu, co zapewni nam właściwe, równomierne wymieszanie z glebą. Można do tego celu użyć brony talerzowej lub kultywatora, ale tu również warto zaznaczyć, że kultywator wymiesza masę lepiej i głębiej.

Żniwa i po żniwach…

Uczestnicy naszej sesji zwrócili również sporo uwagi na problem resztek pożniwnych i samosiewów.
- O siewie trzeba myśleć już przy zbiorach – podkreśla Marcin Gryn -Unikniemy problemów stawiając przy żniwach na dobry kombajn z dobrą sieczkarnią, która rozdrobni resztki pożniwne i dobrego operatora. Jeśli rok jest wilgotny, samosiewy wschodzą równo i walka z nimi jest prostsza – wystarcza jeden zabieg. Gdy jednak jest sucho, samosiewy pojawiają nierównomiernie i pojawia się kłopot.
Tu, jak przyznali obaj rolnicy, w sukurs przychodzą także uprawy pożniwne. Jak uważa Michał Wagner, międzyplony można wykorzystać do walki z samosiewami, bowiem stanowią dla nich konkurencję i ograniczają wschody. Szybko rosnące gatunki roślin stanowią również skuteczną broń na chwasty, a przy tym ładnie okrywają glebę, ograniczają erozję i dostarczając dodatkowej masy organicznej.

Przepis na sukces

Obaj rolnicy-praktycy zaznaczają, że nie jednego uniwersalnego przepisu na udane przejście na technologię bezorkową.

- Trzeba uważnie obserwować swoje pola, wyciągać wnioski patrząc na efekty zabiegów i zrozumieć czego potrzebuje gleba, jak możemy jej pomóc. Radzą też, by odwiedzać innych rolników, którzy zrezygnowali z pługa i korzystać z ich doświadczeń – radzi Michał Wagner.-Wtedy na pewno popełnimy mniej błędów, choć z potknięciami musimy się zawsze liczyć. Nie należy się jednak zrażać, ale wyciągać wnioski i dopasowywać rozwiązania do potrzeb.

- Technologia musi być dostosowana do pola i rodzaju upraw. Trzeba szukać optymalnych rozwiązań dla gleby, więc zacząć należy od jej analizy. Musimy wiedzieć, w jakiej kondycji jest gleba, nim podejmiemy decyzję o zmianie technologii uprawy.

- Po pierwsze nie szkodzić! – zaznacza Wojciech Mantaj. To „przykazanie” odnosi się również do maszyn. Musimy pamiętać, że źle ustawiona, pracująca na niewłaściwej głębokości, albo ze zbyt dużą prędkością roboczą maszyna, może wyrządzić w polu wiele szkód i znacząco obniżyć plony. Dbałość o glebę wiązać więc trzeba z dbałością o maszyny, bo one warunkują końcowy efekt. By dać glebie żyć trzeba ograniczyć zabiegi, a zabiegów jest mniej, gdy maszyny są odpowiednie, sprawne i właściwie używane.