Tegoroczna edycja targów Agro Show już za nami. Nie będę się tu rozpisywał na temat liczby uczestników, organizacji czy opinii firm na temat imprezy. Chciałbym się jednak skupić na tym, co ciekawego do uprawy bezorkowej zaprezentowały firmy zajmujące się produkcją maszyn uprawowych i siewnych.

Siła polskich producentów

Jeszcze klika lat temu przy głównym pasie niemal nie wystawiali się producenci maszyn z Polski. W tym roku widać było w tym zakresie dużą zmianę, bowiem swoje stoiska w tym miejscu miały takie firmy, jak Agro-Masz czy AgroTom, Bury, Krukowiak oraz oczywiście obecna już od dawna Unia. Tak się składa, że większość z tych producentów ma w swojej ofercie sprzęt taki, jak brony talerzowe, kultywatory, głębosze czy zestawy uprawowo-siewne, które sprawdzą się w uprawie bezorkowej. Nie są to tylko maszyny dla małych gospodarstw, bowiem wśród oferty polskich producentów można znaleźć sprzęt o szerokości 6, 8, 10 czy nawet 12 m. Te maszyny nie tylko są produkowane na nasz rynek, lecz także eksportowane do krajów Europy Zachodniej czy nawet na inne kontynenty. To naprawdę cieszy i pokazuje, że Polak potrafi. Trzymamy kciuki, żeby ten sprzęt podbił rynek nie tylko ceną, lecz także trwałością oraz jakością wykonania.

Siew bezpośredni

Wyjątkowo dużo pojawiło się w tym roku siewników do siewu bezpośredniego. Prototyp siewnika do punktowego siewu bezpośredniego Proceed zaprezentowała firma Vaderstad. Z kolei Horsch pokazał po raz pierwszy na polskich targach siewnik Avatar, który radzi sobie z siewem zarówno prosto w ściernisko, jak i w zielony poplon. Po raz pierwszy oficjalnie w naszym kraju pojawił się siewnik Amazone Primera, który chociaż jest produkowany od 30 lat, to raczej nie był promowany w naszym kraju. Najdalszą podróż na targi odbył siewnik do siewu bezpośredniego Bourgault, który pochodzi aż z Kanady. Znacznie bliżej miały prezentowane przez firmę Midex proste, mechaniczne siewniki firmy Remsintez pochodzące z Ukrainy.

Zgrzebła do słomy

Jeśli chodzi o tę kategorię maszyn, to jestem najbardziej zaskoczony, bowiem jeszcze kila lat temu zgrzebło do słomy zwane też broną mulczową było znane jedynie nielicznym rolnikom interesującym się uprawą bezorkową. Na tegorocznych targach było obecnych około dziesięciu producentów/dystrybutorów tych maszyn. Prezentowano wersje zarówno zawieszane, jak i półzawieszane o szerokościach roboczych od 3 do 15 m. W wyposażeniu opcjonalnym można je wyposażyć w talerze płaskie, faliste, wały nożowe czy włóki. Sprężyste pręty mogą być rozmieszczone w czterech, pięciu czy sześciu rzędach.

Kultywatory

Tu wachlarz zaprezentowanego na targach sprzętu był naprawdę szeroki – począwszy od maszyn przeznaczonych do płytkiej uprawy pożniwnej wyposażonych w zęby sprężyste rozmieszczone w kliku rzędach, poprzez kultywatory uniwersalne, które umożliwiają zarówno płytką od 5 cm, jak i głęboką uprawę do 25-30 cm w zależności od rodzaju zastosowanych nakładek, a kończąc na pługach dłutowych i głęboszach, które mogą spulchniać glebę do 50 cm. Warto przy tym podkreślić, że w tej kategorii polscy producenci oferują naprawdę dużo modeli o różnych szerokościach roboczych.

Rolnicy

Jak się dowiedziałem na stoisku jednej z firm oferujących maszyny do uprawy bezorkowej, w ty roku większość odwiedzających to stoisko rolników nie pytała o różnice pomiędzy uprawą orkową a bezorkową i o to, który z tych systemów jest lepszy. Byli raczej zainteresowani pogłębieniem swej wiedzy w zakresie nieorania (być może na stoiskach firm oferujących pługi było dokładnie odwrotnie – tego nie wiem). Sam uczestniczyłem w kilkunastu dyskusjach, jakie często samoistnie kiełkują na stoiskach dotyczących maszyny i technologii uprawy. Rolnicy podkreślali, że odstawienie pługa poprawia zachowanie wody w glebie i jej stan oraz przyśpiesza pracę. Jednocześnie często dodawali, że jest to trudniejszy sposób uprawy w porównaniu do uprawy orkowej, że potrzebny jest płodozmian, trzeba więcej myśleć, a na polu pozostaje duży bałagan, który drażni oko, ale zatrzymuje wodę. Spora część rolników dodawała, że duże nadzieje wiąże z ekoschematem nazwanym Rolnictwo węglowe. Według nich nagrodzi on tych, którzy starają się dbać o jakość gleb w gospodarstwie, jednocześnie mają obawy co do jego formy i wysokości dopłat z nim związanych. Generalnie targi chyba spełniają pokładane w nich nadzieje zarówno ze strony rolników, jak i wystawców, bo i jedni, i drudzy licznie się na nich stawiają.